Chcę cię dotknąć tak słowami
byś pozbyła się
swych granic
Chcę bliskością tak omotać
żeby naszła cię
ochota
Chcę smakować twoje ciało
by me imię
wykrzyczało
Chcę od piękna paść pijany
bo się w tobie
zakochałem
piątek, 28 lipca 2017
poniedziałek, 24 lipca 2017
Niepewność
Oddycham
ale nie wiem czy żyję
Buduję tymczasowe twierdze
żeby schować niepewność
Przekonuję świat że mieszkam
na skale
Nocami piszę na piasku
pytania
W płucach mam popiół
zmęczonych dni
ale nie wiem czy żyję
Buduję tymczasowe twierdze
żeby schować niepewność
Przekonuję świat że mieszkam
na skale
Nocami piszę na piasku
pytania
W płucach mam popiół
zmęczonych dni
Bliskość
Nie odgarnąłem włosów z twoich snów
Nie założyłem za ucho
Nie zrozumiałem żadnego
Z demonów
Odsłoniłem nagie piersi
I słowa
Kłamiące bliskość
Prawdziwa ty?
Raczej nie
Zaledwie skró...ty...
Nie założyłem za ucho
Nie zrozumiałem żadnego
Z demonów
Odsłoniłem nagie piersi
I słowa
Kłamiące bliskość
Prawdziwa ty?
Raczej nie
Zaledwie skró...ty...
niedziela, 23 lipca 2017
Lunatycy
Na samotność można wyjść
Albo chorować
Z braku sensu można powstać
Lub umierać
Brak snu leczy się
Tabletkami
Na brak miłości bierze się
Za rękę
By chorować i umierać
Dwójkami
Puk puk
Lunatycy
Pomóżcie sobie
Sami
Albo chorować
Z braku sensu można powstać
Lub umierać
Brak snu leczy się
Tabletkami
Na brak miłości bierze się
Za rękę
By chorować i umierać
Dwójkami
Puk puk
Lunatycy
Pomóżcie sobie
Sami
czwartek, 20 lipca 2017
Zbrodnie serdeczne
Pluje głowicami fallinlove'ymi
jak nuklearnymi
W reakcji jesteśjakzdrowie
niby termojądrowej
łączy komory
Prawa i lewa komórki rozszczepia
w mózgu i bije
impulsami własnymi
Promieniowanie psychoaktywne
zatacza kręgi w odległe lata
Nie tykam go nawet
bo ciężkie cholernie
i zaraz przypuści
kolejny atak
jak nuklearnymi
W reakcji jesteśjakzdrowie
niby termojądrowej
łączy komory
Prawa i lewa komórki rozszczepia
w mózgu i bije
impulsami własnymi
Promieniowanie psychoaktywne
zatacza kręgi w odległe lata
Nie tykam go nawet
bo ciężkie cholernie
i zaraz przypuści
kolejny atak
wtorek, 18 lipca 2017
Flirtowanie
Filtrowanie słów
Infiltracja potrzeb
Filuterne popisy
Zgrabny flow
Litrami niedomówień
Choć czasem
Desperackie SOS
Tonącego
Infiltracja potrzeb
Filuterne popisy
Zgrabny flow
Litrami niedomówień
Choć czasem
Desperackie SOS
Tonącego
piątek, 14 lipca 2017
Lot
Ramiona to skrzydła
Tylko inaczej przycięte
Na miarę nieba pod stopami
Nie zazdroszczę ptakom bajecznego lotu
Szybuję do ciebie wyżej
By dotknąć ustami
Tylko inaczej przycięte
Na miarę nieba pod stopami
Nie zazdroszczę ptakom bajecznego lotu
Szybuję do ciebie wyżej
By dotknąć ustami
...i że cię nie opuszczę...
Nie obnoszę się ze swoim związkiem
Nie mówię o miłości
Nie udaję szczęśliwego
Po prostu się spotykamy
Regularnie i dozgonnie
Dziewczyny śmieją się ze mnie
Ale żadna z nich nie jest tak pewna
I piękna w wolności
Którą daje mi
Sobota
Nie mówię o miłości
Nie udaję szczęśliwego
Po prostu się spotykamy
Regularnie i dozgonnie
Dziewczyny śmieją się ze mnie
Ale żadna z nich nie jest tak pewna
I piękna w wolności
Którą daje mi
Sobota
środa, 12 lipca 2017
Toxic
W tańcu porwie cię do gwiazd
Magią słów ustrzeli
Zapisze przyszłość
W twoich snach
Wielkimi literami
Nadziei
Ty wpuścisz go w źrenice
Jego dłonie
W tajemnice
On przypadkiem trafi w oko
Sina dal tak strasznie daleka
Zmieni się w kolory twe
Boś już kaleka
Przeprosiny jakże czułe
Wyszeptane znów do ucha
Tylko głębszym wybrzmią bólem
Złamanego już człowieka
Magią słów ustrzeli
Zapisze przyszłość
W twoich snach
Wielkimi literami
Nadziei
Ty wpuścisz go w źrenice
Jego dłonie
W tajemnice
On przypadkiem trafi w oko
Sina dal tak strasznie daleka
Zmieni się w kolory twe
Boś już kaleka
Przeprosiny jakże czułe
Wyszeptane znów do ucha
Tylko głębszym wybrzmią bólem
Złamanego już człowieka
wtorek, 11 lipca 2017
Nieszczęśliwe (po)rachunki
Pośmieszkujmy sobie trochę
Z tych co mają mniej w kieszeni
Może brak im piątej klepki
Dobrej gadki
Może ręki
Pośmieszkujmy póki zdrowie
Ciągle jest po naszej stronie
Póki autko śmiga pięknie
I odległy życia koniec
Później będą nas wyśmiewać
Żeśmy starzy niekumaci
Za obecne i te przyszłe
Potajemne krzywdy nasze
Przecież musi ktoś zapłacić
Z tych co mają mniej w kieszeni
Może brak im piątej klepki
Dobrej gadki
Może ręki
Pośmieszkujmy póki zdrowie
Ciągle jest po naszej stronie
Póki autko śmiga pięknie
I odległy życia koniec
Później będą nas wyśmiewać
Żeśmy starzy niekumaci
Za obecne i te przyszłe
Potajemne krzywdy nasze
Przecież musi ktoś zapłacić
poniedziałek, 10 lipca 2017
Pozory
Padało na dworze
Gdy innych kropli nie wyciskała
Rozpadało się na dobre
Ona jednak była cała
Powódź zatopiła wiele
Ludzkich marzeń
Ona trzyma fason
W masce jej do twarzy
Chciałem ją zapytać
Czy choć płacze skrycie
Ona już nie słucha
Zakończyła życie
Gdy innych kropli nie wyciskała
Rozpadało się na dobre
Ona jednak była cała
Powódź zatopiła wiele
Ludzkich marzeń
Ona trzyma fason
W masce jej do twarzy
Chciałem ją zapytać
Czy choć płacze skrycie
Ona już nie słucha
Zakończyła życie
sobota, 8 lipca 2017
Rozpacz
Na dachy domów, na noży ostrza,
Rozpacz-wariatka, skakała po śmierć.
Wielka nad miarę, bólem wyrosła,
Krzyczała ciągle, że umrzeć chce.
Było nam razem jakoś po drodze:
Prostej, pochyłej, na samo dno.
Żyła w mych myślach i czasem w słowie,
Kąsała jadem lub cichła łzą.
Kiedyś jak zwykle idziemy we dwoje,
Ona w kagańcu jak groźny pies.
I nagle olśnienie, że jest potworem,
Którego nikt nie każe mi nieść.
Staję jak wryty i patrzę, co robi:
Z pyska jej piana cieknie i krew,
Na plecy mi skacze i bije po głowie,
Słońce zasłania i mordę drze.
No - myślę sobie - dosyć już tego.
Na ziemię rzucam to cielsko złe.
Gapi się na mnie, jakby nie wierząc
I pazurami sięgnąć mnie chce.
Jedno, co robię, to obserwuję
I nie pozwalam jej zbliżyć się.
Nie znika wcale i ciągle tu jest,
Lecz wreszcie umiem powiedzieć jej NIE.
Teraz widuję ją czasem z daleka,
Wiem, że się czai i wrócić chce,
Ale to moja droga zwycięstwa:
Ja tu panuję i trzymam ster!
Rozpacz-wariatka, skakała po śmierć.
Wielka nad miarę, bólem wyrosła,
Krzyczała ciągle, że umrzeć chce.
Było nam razem jakoś po drodze:
Prostej, pochyłej, na samo dno.
Żyła w mych myślach i czasem w słowie,
Kąsała jadem lub cichła łzą.
Kiedyś jak zwykle idziemy we dwoje,
Ona w kagańcu jak groźny pies.
I nagle olśnienie, że jest potworem,
Którego nikt nie każe mi nieść.
Staję jak wryty i patrzę, co robi:
Z pyska jej piana cieknie i krew,
Na plecy mi skacze i bije po głowie,
Słońce zasłania i mordę drze.
No - myślę sobie - dosyć już tego.
Na ziemię rzucam to cielsko złe.
Gapi się na mnie, jakby nie wierząc
I pazurami sięgnąć mnie chce.
Jedno, co robię, to obserwuję
I nie pozwalam jej zbliżyć się.
Nie znika wcale i ciągle tu jest,
Lecz wreszcie umiem powiedzieć jej NIE.
Teraz widuję ją czasem z daleka,
Wiem, że się czai i wrócić chce,
Ale to moja droga zwycięstwa:
Ja tu panuję i trzymam ster!
piątek, 7 lipca 2017
Dwie siostry
Kochać nie chciałem i kochać nie chcę,
Spokój wybrałem - zrozumieć zechciej.
Lubić? A owszem - to sprawa prosta,
Bo możesz zniknąć albo też zostać.
Żadne wypadki nie wzbudzą boleści,
Przyczyną śmiechu i żartów są częściej.
Wszystko ponad to jest utrapieniem,
Przeżyłem to nieraz i zdania nie zmienię.
Mówisz, że kochasz bardzo, nad życie?
To stwórz poemat i zapisz w zeszycie.
Za rok przeczytaj to sobie śmiało,
Zobacz, co z wielkich wyznań zostało.
Mówisz, że nie chcesz dłużej być sama?
Zatem znajdź duszę jak ty oddaną.
Ja nie potrafię, nie chcę, nie mogę
Wchodzić w miłości zwodniczy ogień.
Mówisz, że jesteś tylko złudzeniem,
Które uleczyć ma dawne zranienie?
Ależ ja zdrowy jestem. Co leczyć?
Znikaj z mych oczu lub przechodź do rzeczy.
Dłoń położyła na mojej dłoni,
W oczy spojrzała jakoś znajomo,
Nie zapomniałem ja nigdy o niej,
Przejęła ją tylko ma podświadomość.
Stała przede mną teraz jak żywa,
Daleka i bliska jak słońca kula.
Słowami z sercem się nie wygrywa,
Jedynie cienką zasłoną otula.
Dłoń położyła na moich ustach,
Pytaniem wielka cisza zapadła.
Po chwili zniknęła, a przestrzeń pusta
Już więcej znaczyła niż wszelkie widziadła.
I teraz z ciszą jak siostry dwie
Znakiem pokoju i mocy są.
Ta para zawsze jest ze mną w tle -
To z niej wyszedłem i wrócę w nią.
Spokój wybrałem - zrozumieć zechciej.
Lubić? A owszem - to sprawa prosta,
Bo możesz zniknąć albo też zostać.
Żadne wypadki nie wzbudzą boleści,
Przyczyną śmiechu i żartów są częściej.
Wszystko ponad to jest utrapieniem,
Przeżyłem to nieraz i zdania nie zmienię.
Mówisz, że kochasz bardzo, nad życie?
To stwórz poemat i zapisz w zeszycie.
Za rok przeczytaj to sobie śmiało,
Zobacz, co z wielkich wyznań zostało.
Mówisz, że nie chcesz dłużej być sama?
Zatem znajdź duszę jak ty oddaną.
Ja nie potrafię, nie chcę, nie mogę
Wchodzić w miłości zwodniczy ogień.
Mówisz, że jesteś tylko złudzeniem,
Które uleczyć ma dawne zranienie?
Ależ ja zdrowy jestem. Co leczyć?
Znikaj z mych oczu lub przechodź do rzeczy.
Dłoń położyła na mojej dłoni,
W oczy spojrzała jakoś znajomo,
Nie zapomniałem ja nigdy o niej,
Przejęła ją tylko ma podświadomość.
Stała przede mną teraz jak żywa,
Daleka i bliska jak słońca kula.
Słowami z sercem się nie wygrywa,
Jedynie cienką zasłoną otula.
Dłoń położyła na moich ustach,
Pytaniem wielka cisza zapadła.
Po chwili zniknęła, a przestrzeń pusta
Już więcej znaczyła niż wszelkie widziadła.
I teraz z ciszą jak siostry dwie
Znakiem pokoju i mocy są.
Ta para zawsze jest ze mną w tle -
To z niej wyszedłem i wrócę w nią.
środa, 5 lipca 2017
Zieleń słów
Narodziliśmy się dla siebie
W kwitnące lato i młodość
W błyskach świateł i uśmiechów
Tajemnych wyznań
Jesień ułożyła słowa w żółtych liściach
Z których czas wysysał życie
Umieraliśmy dla siebie
Razem z nimi
Zima przyniosła grób jak biała kartka
Wiosną niezrozumiała
Następne lato pisało listy
Słodkimi owocami
Których dotykały
Jeszcze zielone
Liście
W kwitnące lato i młodość
W błyskach świateł i uśmiechów
Tajemnych wyznań
Jesień ułożyła słowa w żółtych liściach
Z których czas wysysał życie
Umieraliśmy dla siebie
Razem z nimi
Zima przyniosła grób jak biała kartka
Wiosną niezrozumiała
Następne lato pisało listy
Słodkimi owocami
Których dotykały
Jeszcze zielone
Liście
poniedziałek, 3 lipca 2017
Matura rozszerzona
Z fizyki dostała szóstkę:
Jej krzywe kuszące napinały
Cięciwę grawitacji
Ruchem niedbałym.
Z geografii też była świetna:
Ustami kreśląc azymut
Tworzyła nowe
Pojęcie zenitu.
Język francuski opanowany:
Akcenty rozłożone prawidłowo,
Bez pośpiechu dopieszczone
Każde słowo.
Nie najlepiej z matematyki:
Dzielić umiała tylko dwójkami
I za nic nie chciała
Zająć się trójkątami.
Wychowanie fizyczne też słabo:
Ćwiczenia niby niestandardowe,
Ale szybko traciła oddech,
A nawet głowę.
Ocena ogólna to bardzo dobry,
Bo jednak uznano, że ma zdolności,
By najtrudniejszy zdawać egzamin:
Z prawdziwej miłości.
Jej krzywe kuszące napinały
Cięciwę grawitacji
Ruchem niedbałym.
Z geografii też była świetna:
Ustami kreśląc azymut
Tworzyła nowe
Pojęcie zenitu.
Język francuski opanowany:
Akcenty rozłożone prawidłowo,
Bez pośpiechu dopieszczone
Każde słowo.
Nie najlepiej z matematyki:
Dzielić umiała tylko dwójkami
I za nic nie chciała
Zająć się trójkątami.
Wychowanie fizyczne też słabo:
Ćwiczenia niby niestandardowe,
Ale szybko traciła oddech,
A nawet głowę.
Ocena ogólna to bardzo dobry,
Bo jednak uznano, że ma zdolności,
By najtrudniejszy zdawać egzamin:
Z prawdziwej miłości.
niedziela, 2 lipca 2017
Ona i wilk
Zabrał ją z plastikowej dżungli świateł
W czystą noc Ziemi.
Zostawiała wszystko:
Dom, pracę marzeń i nowe buty.
Nie rozumiała jego spojrzenia,
Ale czuła, że już tu nie wróci.
Biegł ocierając się o nią,
Jakby kojąc głód i krzyk jej tętnic.
Gdy zapadł zmrok,
Wtuliła się w jego dzikie ciało.
Zamknęła oczy i tamto obce życie.
Zbędne słowa trawił ogień spełnienia.
Każda myśl była kolejnym Amen tej chwili.
Po raz pierwszy wolność znaczyła więcej
Niż zlepek dźwięków.
Zabrał ją
Z zimnej abstrakcji w serce istnienia,
Z bólu schematów w radość przestrzeni,
Z kalkulowanych wyznań w szczere pola Natury.
Odwieczna pustka zmieniała się w drzewo,
Pod którym miała umrzeć -
Szczęśliwa.
W czystą noc Ziemi.
Zostawiała wszystko:
Dom, pracę marzeń i nowe buty.
Nie rozumiała jego spojrzenia,
Ale czuła, że już tu nie wróci.
Biegł ocierając się o nią,
Jakby kojąc głód i krzyk jej tętnic.
Gdy zapadł zmrok,
Wtuliła się w jego dzikie ciało.
Zamknęła oczy i tamto obce życie.
Zbędne słowa trawił ogień spełnienia.
Każda myśl była kolejnym Amen tej chwili.
Po raz pierwszy wolność znaczyła więcej
Niż zlepek dźwięków.
Zabrał ją
Z zimnej abstrakcji w serce istnienia,
Z bólu schematów w radość przestrzeni,
Z kalkulowanych wyznań w szczere pola Natury.
Odwieczna pustka zmieniała się w drzewo,
Pod którym miała umrzeć -
Szczęśliwa.
Subskrybuj:
Posty (Atom)