piątek, 30 czerwca 2017

Pociąg do Ciebie

Wpadłem w pociąg pośpieszny,
Bez rozkładu jazdy i stacji pośrednich,
Relacji Pożądanie - Spełnienie.
Bagaż rozumu był niepotrzebny.

Kwestią czasu było wykolejenie,
Bo osobowy mi umknął -
Ten odpowiedni.

środa, 28 czerwca 2017

Nieśmiałość

Nie powiedziała ani słowa,
Bawiła się ciszą jak zwiewną sukienką,
Której nie ośmielę się zerwać -
Falowała w naszych myślach
Na pokuszenie słów.

Była naga jedynie w wyobraźni.
Całowałem bezwstydnie niepoznane dźwięki,
Drążyłem zachłannie ukryte znaczenia.

Spełniony patrzyłem w jej oczy
Ciche szczęściem.

poniedziałek, 26 czerwca 2017

Dobrzy ludzie

Miałem piękny sen, że ludzie
Budzą się z nienawiści,
Myją zęby pełne jadu,
Przecierają oczy z zaślepienia,
Siadają razem do stołu,
Uśmiechnięci chodzą ulicami
I zasypiają z miłością.

Obudziłem się z bólem głowy
I kapciem w ustach.
Wypiłem piwo,
Obejrzałem laski na necie
I poczułem się lepiej.

Zasypiając ponownie
Byłem lepszym
Człowiekiem?

niedziela, 25 czerwca 2017

Ty?

Czy są takie słowa, które kradną serca?
Takie serca, którym słów już brak?
Pustka taka, że uśmierca?
To o Tobie mówię? Tak?

Czy są przy nich oczy takie,
Które widzą, chociaż łzy
W samotności płyną zawsze?
Czy to również jesteś Ty?

Czy wciąż mają to wrażenie,
Że wokoło sensu brak?
Nawet gdy się sami zmienią?
To o Tobie mówię? Tak?

Czy na "miłość" - słowo wielkie -
Wciąż nadzieja w nich się tli?
Chociaż w nic się wierzyć nie chce?
Czy to znowu jesteś Ty?

Czy w Szekspira "być czy nie być"
Błądzą z nimi chociaż sny?
Czy nie mają tej potrzeby?
Tak... możliwe, że to Ty...

sobota, 24 czerwca 2017

Milczenie

Tuż pod ziemią leżą trupy,
Leżą cicho, więc to znak.
Piętro wyżej są ich wnuki,
Miejsca zmienia się raz dwa.

Tasowanie jak świat stare,
Jutro ja, a może ty
W ciszy spotkasz się z robalem,
Słodkie usta będzie gryzł.

I nie rzekniesz ani słowa,
Wykrzyczałeś się za dwóch -
Cenniejszego coś niż mowa
Pojmie w końcu chociaż duch.

środa, 21 czerwca 2017

Drugi anioł

W dziecku biło chore serce,
Matka gasła razem z nim.
Rozkładali wszyscy ręce -
Miało przeżyć kilka dni.

Przed tron Boga i z powrotem
Biegłem chyba z tysiąc razy,
Nic nie wiedząc przecież o tym,
Co za chwilę ma się zdarzyć.

Gdy zwątpienia myśl powziąłem,
Ktoś przy dziecku coś zaśpiewał -
On to drugim był aniołem
Na ratunek danym z nieba.

Jego skrzydła przeogromne
Lśniły w sali blaskiem mocy.
Nie odezwał się nic do mnie,
Póki pieśni swej nie skończył:

"Serce ma już teraz zdrowe,
Ty o umysł zadbać musisz,
By kochając miało głowę,
Której uczuć krzyk nie zdusi".

Następnego dnia o świcie
Łzy polały się szczęśliwe,
Ktoś dziękował komuś skrycie
Za dzieciątko cudem żywe.

Dziś jest chłopcem, który broi -
Dziesięć lat minęło już.
Przy nim wiernie zawsze stoi
Autor słów tych - anioł stróż.

poniedziałek, 19 czerwca 2017

Patrz

Smartfon pokazuje dużo
Nawet czas w Nowym Jorku
Wiadomości SMS
Połączenia przychodzące
I sweet focie jeśli chcesz

Co ukrywa?
Może słowa tych tuż obok
Strach przed nimi
Lub spojrzenie
Które zgasło nim odkryłeś
Że codziennie było drogą
Do miłości
Zaproszeniem

piątek, 16 czerwca 2017

Znaki

Zielone światło na skrzyżowaniu
Twoimi oczami mówiło TAK

Już chciałem jechać
bo śpieszno mi było
lecz to daltonizm był
nie żaden znak
Po chwili czerwień zakpiła ze mnie
i byłaś blisko i było Cię brak

Na skrzyżowaniu patrzę na znaki
lecz dotrzeć do Ciebie
wciąż nie wiem jak

My jak dwie proste
w krzyż ułożone
rani nas ciągle hamulców brak
nawet gdy wszystkie znaki na niebie
najlepszym planom
mówiłyby TAK

I choć zasady są raczej znane
często z miłości zostaje wrak

czwartek, 15 czerwca 2017

Niewinność

Zielone pocałunki traw biją się z moimi
W Twoich oczach porwanych błękitem

Czerwień krwi wyzywa ogień
Na pewną śmierć
W krzyku

Nie znając punktu G
Rysujemy mapę
Nieba

Dotyk

Miłość też można rozmienić
Na drobne
Dwa uśmiechy mieć w rękawie
Kilka dobrych słów w kieszeni

Lekka jest i dźwięczna życiem
Pozwól jej na co dzień błyszczeć
Byś nie umarł z milionami
N i e t k n i ę t y m i
Trzymanymi skrycie

Quo vadis

Naznaczeni wzorcem szczęścia,
Na utartych ścieżkach,
Te same błędy
Popełniacie.

Skrzywdzeni podobnym losem
We własne nieszczęścia
Boga samego
Wciągacie.

Stworzeni na obraz i podobieństwo,
Podobni do siebie nawzajem -
Kalki tworząc -
Umieracie.

Zostaje po was napis na grobie,
Jedno - żył - dramat oddaje.
Zostawić sens -
Zapominacie.

Więcej niż ciało

Chcesz więcej
Lecz doceń również ciało
To ono mówi kocham
Pomocą nawet małą

Chcesz więcej
Lecz spójrz na własne dłonie
To nimi łzy ocierasz
Gdy serce w bólu tonie

Chcesz więcej
Lecz doceń też ramiona
To horyzontów szczęścia
Granica nakreślona

Chcesz więcej
Lecz skarbem są też nogi
Granice przekraczają
Gdy żegnać się przychodzi

Chcesz więcej
Lecz w oczach jest odpowiedź
To one kryją wszystko
Co nie wybrzmiewa słowem

Chcesz więcej
I słusznie bo bez tego
Miłość to przedmiot tylko
A z tym - na ziemi niebo

Języki obce

Odmieniałem Twoje imię
Przez wszystkie przypadki
Pytałem
Szukałem pomocy w wykrzyknikach

Ty odmieniałaś się
A może mówiliśmy w różnych językach

Przed wymianą na lepszy model
Powstrzymała nas matematyka
Gdy z dwojga zrobiło się troje

Nasze dziecko będzie umiało liczyć
Ale nie wiem czy porozumieć
I o to się boję

Nienawiść

Mam kamień w kieszeni,
mam kieszeń nawet nagi.
Zaciskam na nim pięść,
mój matrix jest pełen krwi.
Zabijam z rozkoszą,
morduję wielokrotnie ciągle tych samych,
chłonę jęk przerażenia i triumf śmierci.
Jestem Neo w świecie mechanicznych zasad,
które tłamszą pragnienia.

Teraz podam ci rękę
i powiem dzień dobry,
ale w moim świecie
już jesteś martwy.

Obłęd

Ktoś widział Cię na mieście,
Twą postać pił do syta.
Czy ja Cię spotkam jeszcze?
To prawda nieodkryta.

Ktoś mówił, że nie wracasz,
Że jesteś tu przejazdem.
Ja ciągle leczę kaca
Zatruty Twym obrazem.

Ktoś mówił, że rozkwitasz
Z facetem jak marzenie.
Ja serce znowu pytam:
Wciąż nie chcesz być kamieniem?

Ktoś wspomniał, że pogoda
Prześliczna będzie w weekend.
Ja oczy w kącie chowam,
Już dziś skończyłbym życie...

Zakochani

Widziałem w parku ludzi ze skrzydłami.
Udawali, że grawitacja dotyczy również ich,
Ale niechcący unosili się tuż nad ziemią.
Dla bezpieczeństwa mieli dodatkową parę oczu.
Ich ułomność budziła politowanie i zazdrość,
A radość tańczyła jak wyrzut i nadzieja.
Skazani na śmierć w codzienności,
Upijali się łapczywie każdą chwilą.
Gdy zapadł zmrok, utonęli w chmurach.

Widziałem uśmiech Boga.

Pobudzenie

Podobno miłość ma różne wymiary
Ale nie każdy znajduje swój
Rynek pełen podróbek
Pijany popyt
A zamienniki szkodzą

Minister zdrowia nie ostrzega
I dobrze
Narząd rozumu warto pobudzać

Nie tylko orgazmicznie

Uniosłem się

Trzy metry nad ziemią poczułem
że można inaczej
Z dziesięciu
zobaczyłem własną śmieszność
Później straciłem rachubę
Poruszył się wiatr
i coś we mnie

Podcięli mi skrzydła
bym nie patrzył na nich
z innego świata

Jej zdjęcie

Czerń wzięła mnie pod rękę
i zapytała, czego szukam.
Ułożyła się tłem, rozlała na włosy,
zaznaczyła brwi,
usta dotknęła słowem zastygłym,
przywitała rzęsy, zarysowała tęczówkę,
uderzyła w źrenice.

Czego szukasz?
Nie odpowiedziała jej żadna myśl,
puls bez zmian, serce bez paniki.

Czego szukasz?
Nie ma jej we mnie.

Taka optyka

Tak chciałem kiedyś czas zawiązać w supeł trwały,
Twych oczu złudny blask uwiecznić na wzór skały.

Tak chciałem pisać dni jak kartki z życzeniami,
Że zawsze tylko Ty, bez Ciebie świat ze łzami.

To małe kruche ja szukało dopełnienia.
Dziś prawdę znam do dna: to droga udręczenia.

Kto wenę taką ma niech szuka swej połowy,
Całością jestem sam - to układ bardzo zdrowy.

Może spotkamy się, stworzymy nawet życie,
Lecz nie roztopisz mnie w związkowym monolicie!

Spoglądam na ten świat i cieszę się ogromnie,
Bo do radości klucz należy tylko do mnie.

Modlitwa

Chroń mnie, Panie, przed nadzieją:
Taką, która musi umrzeć.
Chroń przed wiarą bezsensowną,
Co to chodzi zawsze tłumnie.
Przed miłością też mnie uchroń,
Jeśli rozum grzebie w trumnie.
I przede mną samym wtedy,
Gdy znów ego wygra u mnie.

Wypijmy za błędy

Odjęło mi rozum, dodało ochoty,
Pomogły procenty i ciąg myśli o tym,
Jakby to pięknie było tej nocy
Granice przyjaźni ustami przekroczyć.

Noc

Na oścież okna wokół otwarte
Wołają Ciemność w już śpiący dom.
Przyjmuję nocy przewodnią kartę
W ostrożnie ufną otwartą dłoń.

Jej twarz znajoma i obca razem
Uchyla we mnie tajemnic drzwi.
Stapia się w jedno skrytym obrazem,
Którego nigdy nie widzisz ty.

Mrok potężnieje z każdym oddechem:
Temu co nie chcę nadaje rys.
Przyzywa lęki odległym echem
W studni przeszłości zastygły krzyk.

Zamykam oczy szukając gwiazd
W grobie nadziei mokrym od łez.
Kłamiąc sam sobie tworzę ich blask:
Iluzji się kłaniam, by życie znieść.

Sny moje piękne, gdzie wasza moc,
By cios odeprzeć trzeźwego dnia?
Po co ta cisza i co kryje noc?
Czy prawdę jakąś wytrwałym da?

Pytań odwiecznych ścieżka przetarta,
Kto siłę ma niech dalej brnie.
Przegrywam znowu, gdy druga karta
Odbiera mi wolę w głębokim Śnie.

Trzecia - już zbędna - powraca w otchłań,
Póki ostatni nie przyjdzie dzień.
Triumfu w jej oczach ja już nie dotrwam,
Skoro nadano jej imię Śmierć.

Sen

Zatrzymałem się w fazie REM
Bezwiednie przedłużając cykl
Temperatura ciała poniżej normy
Chaotyczne ruchy gałek ocznych
Płytki oddech
Arytmia serca
Jakieś słowa
Czyjeś imię

Szczypali mnie
Pukali w czoło
Niby-przebudzeni

Ktoś położył dłoń

Faza NREM
Nie budźcie mnie
Jestem szczęśliwy

Szatan

Który z ciemności uczyniłeś dom
I kusisz zgubną imitacją życia,
Kłamstwo to najlepsza broń,
Więc zabijasz nią z ukrycia.

W deszczu łez ty skrzydła wznosisz
Mnożąc wirus nienawiści.
Pychą karmisz, drżysz w dobroci,
Depczesz kpiną słowo bliźni.

***Przyszedł do Ciebie Bóg

Przyszedł do Ciebie Bóg,
Ten ogromny, w płatku chleba,
Byś wokoło widzieć mógł,
W zwykłym świecie, bliskość nieba.

Przyszedł do Ciebie Bóg,
Łatwo poznasz ślady Jego:
Dobrem znaczy każdą z dróg,
Ciebie też wezwał do tego.

Miłość

Uniosła głowę wyżej niż on,
Na palcach stanęła, by większą być;
On zgrabnie przyjął poważny ton,
W półsłówkach cierpkich zaczęli się wić.

Ona już w niebo patrzy z ukosa,
On na to ręce krzyżuje zły.
Z boku spokojnie milcząca postać
W uśmiechu lekkim pewnością lśni.

On niecierpliwie wciąż na nią patrzy,
Ona odwraca się jak na złość.
Wtem postać z boku bije w ton władczy:
Cicho, lecz ostro mówi: "Już dość!"

Ona zmieszana topnieje od środka,
On obejmuje ją mocno już.
Śmieje się głośno, mądra ślicznotka:
"Oddali mi władzę to rządzę... cóż..."

Róża

Zerwałam różę
W ogrodzie babci
Patrzyłam jak umiera
Nie rozumiałam obojętności
Pobliskiej trawy i drzew

Policzyłam jej płatki
Doświadczyłam zapachu
Pokoju i rozkoszy barw
Rzucona na suchą ziemię
Zachowała godność i prostotę

Babcia kochała swój ogród
Mówiła że jestem jedną z jej róż
Wszystkie nosiły jej imię

Nie wiem czy ktoś mnie zerwał
Ale chcę rozkwitać
Pod okiem nieba
Jak Ona

Twoje niebo - twoja sprawa

Czasem... Chociaż nie!
Nader często!
Byle bzdura wznosi się
Chmurą gęstą
Aż pod niebiosa!

I dobrze, niech tworzy
Każdy, jak chce prywatne niebo;
Na piedestale, co chce - położy.
Co rzuci w górę, wróci do niego.

Przypiąłeś skrzydła temu, co niskie?
Orzeł w nagrodę ześle ci znak.
Pięknie ułożysz swe gwiazdki wszystkie,
Lecz wzrok zatraciłeś - nie pytaj jak!

Między wierszami

Nie dbam o formę - ona przemija.
Mniejsza o słowa - kto je zrozumie?
Więc kiedy możesz
to język schowaj
w krzyczącym tłumie.

Chodź ulicami,
jak chcesz pieniędzy:
leżą podobno.
Złoto jest dla tych,
co widzą
między

wierszami

i myślą osobno.

Dom

Nie pokocham cię.
Nie dam słów skrojonych na miarę,
Jak buty, w których zbłądziłaś;
Zwiewnej sukienki i bajek parę
Na dobry sen.

Tylko przestrzeń
Na przyszłe błędy - czas.
I pożegnanie, jak błysk na niebie,
Kreślący drogę - raz.
Nic więcej.

Forever young (I want to be!)

Kiedyś pisali o miłości,
Strzelali śmiechem i wierszami.
Dziś mówią, że wyrośli
I zakochanie mają za nic.

Kiedyś żyli zabawą,
Radością brzmiącej chwili.
Dzisiaj będą bić brawo
Za konta w banku wynik.

Kiedyś marzyli jeszcze
Karmili świat nadzieją.
Dzisiaj w wyższości geście
Pogardy strzały kleją.

I jutro też ich spotkasz,
Natrafisz na przeszkody.
To ich nauka gorzka:
Tyś winny jest, bo młody!

I nie wiem czy cię spotkam
Za lat dwadzieścia parę,
Lecz z sercem dziecka dotrwaj
I miej tę z dzisiaj wiarę...

środa, 14 czerwca 2017

***Odkryła słowa mocniejsze od stali

Odkryła słowa mocniejsze od stali
By karać wszystkich co udawali
Że gładka ich mowa
To poezji odnowa
A tak naprawdę grób jej kopali

Nie dla idiotów

Napisałam erekcjato!
Ach, jak duszę mam bogatą!
Jak subtelne moje dzieło,
Toć w poezji będzie przełom!

W liściach słowa mam ukryte,
Kołysałam je przed świtem,
Ustroiłam w rzadkie zioła
I tak wołam dookoła:

Chodźcie wszyscy w moje strony,
Poziom wierszy tu sprawdzony;
Podziwiajcie me klejnoty
I artyzmu połysk złoty!

Ja zasiądę na mym tronie,
Wy dziękujcie mi w pokłonie.
A kto w gnoju palcem grzebie
Niech nie ględzi mi o niebie.

Zbyt wyniosła jest to sfera,
By ją debil poniewierał.
By królestwo me zrozumieć
Trzeba myśleć trochę umieć.

Więc, robaczki, mówcie śmiało,
Co wam w główkach zaświtało;
I podniosły hymn śpiewajcie,
A jak nie... to spierdalajcie!

Twoje Westerplatte

To żadna sztuka talentem w ręku
Jak szpadą machać na poklask tani.
Więcej odwagi, mocy i wdzięku
Ma przekraczanie słabości granic.

I chociaż talent niezmiennie błyszczy
I słusznie dzieło piękne zachwyca,
Uważaj na to, co cicho niszczy:
To Twej ojczyzny i sztuki granica.

Sprzedam się

Zatańczę jak mi zagrasz.
Polubię twojego kota, hobby i wstręt
do tych, którzy żyją inaczej.
Ubawię się kawałami, pokocham rozrywki.
Wyśmieję, których wyśmiewasz;
odsunę, wzgardzę i zniszczę:
słowem, wykluczeniem, wzruszeniem
obojętnych ramion.
Opowiem o palancie, co nazwał białe czarnym,
i o starych niekumatych.
Tylko nie zapomnij o mnie na fejsie,
grillu i wymieniając kumpli.
Wtedy zasnę spokojny,
w interesie życia na twarzy:
złotej masce przykrywającej strach
przed byciem sobą.

Ostatnia Dulcynea

Przybyłem do Ciebie na białym rumaku,
W błyszczącej zbroi, głodny zwycięstwa.
Koń nie był piękny, za to prawdziwy,
Jak mądrość, którą przynosi klęska.

Rozbiłem namiot przed Twoim domem
I głowę o niebo sklepione nisko.
Don Kichot uczył mnie samotności,
Ułudy szczęścia pijana bliskość.

Wszystko robiłem, byś spojrzeć chciała
Łaskawym okiem na me zaloty.
Przyniosłem serce i piękne słowa,
Mdły to był napój i klucz do zgryzoty.

Wolałaś tych, co krzyczą głośno
I za nic mają zmienne humory.
Wzięli ot tak, co było mi drogie,
Twierdzę zdobyli gwałcąc amory.

Odszedłem smętny, choć nie przegrany;
Naiwność pod piętą realiów zdycha.
Nauka gorzka zdrowie przynosi:
Pragnąc za bardzo - tylko odpychasz.

Poetka

bawiłem się słowami
pominąłem ostrzeżenie o zachowaniu ostrożności

ostrza nadleciały z trzaskiem pękającej czaszki
paraliż pojęciowy wyrósł gwoździami w źrenicach
stoję w lepkiej kałuży i krzyczę
wyssałaś ze mnie życie
tracę godność błagając o śmierć

Zaklęcie

Abrakadabra hokus-pokus
Cały świat masz w lewym oku
Prawe czekać będzie dnia
Gdy się zjawi miłość twa
Ślepy tylko jednostronnie
Wdzięczny będziesz mi dozgonnie
Sam zmuszony znowu być
Wciąż potrafił będziesz żyć

Człowieku

Spalasz się w bólu, szukasz dyspensy
Cedzisz śmiech, eksploatujesz miłość
Zaciągasz się kłamstwem, wypluwasz płuca
Prostujesz lustro, sprzedajesz prawdę
Czekasz na szczęście, budujesz fortecę
Płacisz rachunki, zadłużasz sens
Nie mówisz dzień dobry
Bo źle śpisz
I żyjesz

Proste słowa

Jak mnie nie lubisz to nie pieprz godzinę
O bólu dupy i zimnej kawie
Nie baw się w focha i kwaśną minę
Powiedz spierdalaj  po zabawie

Pocałuj w policzek lub postaw piwo
Gdy trochę lubisz czy nawet kochasz
Tego co proste nie tłumacz krzywo
Bo z modnych butów wylezie wiocha

Powtórnie odkryć szczerość i słowa
Łaknę i pragnę tak jak oddechu
Otwarcie mów do mnie codziennie nowa
Niechęcią uderz lub sercem w uśmiechu

wtorek, 13 czerwca 2017

Tworzę

rysuję mapę
zostawiam ślady ustawiam znaki
specjalnie dla ciebie zakrzywiam przestrzeń
bez niej stracisz ręce
nie omijaj krwi na ścieżce
zmysł węchu będzie ci potrzebny
nieład formalny to tylko pudełko
odrzucone zabierze istotę
jeśli nie stracisz nóg biegnąc zbyt szybko
wchodź przez ciasną bramę

pozbawiony oczu i członków nie krzycz
żadne źdźbło się nie poruszy
umarłeś
twój proch użyźnia ziemię
rosnę na cmentarzu pogardy

Niby limeryk o niby wierszach

Znalazł trzy słowa na parapecie
Tworząc przy kluskach i ciepłym kotlecie
Trójkącik taki zepchnął w pośpiechu
I wierszem nazwał w błogim uśmiechu
A to poezji meteor mówią na świecie

Do Ciebie który tworzysz

tworzysz nieregularne kształty
wytapiasz się w marmurze
szprycujesz pochwałami
liżesz erekcję ego
rozkładasz nogi sztuki
klepiesz w tyłek i tatuujesz swoje imię
drwisz z modlących się do niej
śpisz spokojnie
nie wiesz o kim śni
i jak tuli listy
w które przelała całe serce

List otwarty

Dla Was którzy tworzycie
Mam jedną sugestię
Byście w weny swej zenicie
Przemyśleli jedną kwestię

Po co dzieło to się rodzi
I czy radość Waszą budzi
Czy też tylko o to chodzi
Że szukacie pochwał ludzi

Być cenionym rzecz to miła
Lecz gdy służy tylko ego
Nie przemówisz jako siła
Nie powstanie coś z niczego

Powiesz ego to ja jestem
I tu rację masz niestety
Kończę wszystko manifestem
SZTUKA TO SERCE KOBIETY

Ciałem możesz jej zawładnąć
I uważać że jest Twoja
Kogo kocha? Trudno zgadnąć
A Ty wierz dalej że playboya

poniedziałek, 12 czerwca 2017

Karciany erotyk

ostrzegawcze linie zapraszających ud
układają się w stromą przepaść rozkoszy
cienka łodyga ciszy
ugina się pod naporem ust

jeszcze nie teraz
do twarzy Ci z tym co ukryte

za drzwiami zostały
zniszczone buty samotności
i twardy chleb pożegnania

bez nich nie przyszłabyś do mnie
bez nich życie powie"sprawdzam"
a ja będę najsłabszą z kart

Tata

Tatusiu proszę podaj mi dłoń
Nie mam już teraz dziesięciu lat
Ale tak szybko mnie opuściłeś
Że ciągle z lękiem patrzę na świat

Poprowadziły mnie inne ręce
Ktoś inny czule w ramiona brał
Mówił że będzie nam razem dobrze
Bił później mocno wpadając w szał

Myślałam kiedyś że coś się zmieni
Nadejdzie dzień i z nieba znak
Będę bezpieczna i znów szczęśliwa
Poczuję miłość której mi brak

Przy Twoim grobie jestem spokojna
W płomyku wątłym lecz życie się tli
Jeszcze nie czas by iść do Ciebie
Zimne marmury ostudzą me łzy

Przejście dla pieszych czyli życie

zapaliło się zielone światło
i ruszyli
na drugim brzegu już majaczyło

zostałem na kilku zdjęciach
ten mały obok nie zdążył nawet
nauczyć się chodzić
zgiełk słów niósł wszystkich
hipnotycznym pędem
ścieki tańce i krew
asfalt trącał osobno
obojętnie wystawionym środkowym palcem

wpadali jeden za drugim
smutni zdziwieni
zawstydzeni miałkością
debiutanci w zamykanym teatrze

nicość przyszła bez wiedzy
zmieniło się światło
następnym kazano żyć

Historia miłosna

przytakiwałem gdy mówili
że to norma
milczałem
że szkoda czasu

znalazłem dwa bilety
w jedną stronę
kurort piękny
znany szeroko

na ślepej ścieżce
jak pas startowy
ręce uniesione
niebo
za wysoko

System binarny

Ktoś był zerem
Ktoś numerem jeden
System dziesiętny wszystko pomieszał
Teraz nikogo nie dziwi
Że worek zer coś znaczy

Jedynka jak ułamana strzałka
Pokazuje kierunek
Ale najłatwiej zjechać w dół

List do N

Patrzyłem na Twoje zdjęcia
Ożywiałem powierzchnię ekranu
Barwami Twych oczu malowałem historie
Śledziłem linię ramion i policzków
W labiryncie pikseli nasłuchiwałem tajemnic
Kłóciłem z ustami nie dla mnie
Żegnałem z żalem nienarodzone płomienie

Połączenia (czyli abonent niedostępny, spróbuj później)

Odbierasz telefon sugestię nadzieję
Wychodzę z pułapki pokoju siebie
Otwieram oczy drzwi się
Zachodzi słońce reakcja zmiana
Powstaje historia przestrzeń nowe
Połączenie wychodzące ciał snów
O życiu bez bólu pożegnań
Sensu

Poezja życia

Możesz stworzyć wiersz papierowy
wiatr go zmiecie albo ziewnięcie
Drewniany spłonie ze wstydu
albo się załamie pod naporem oczekiwań
Wykuj go w kamieniu a będzie jak pomnik
wszystkim znany
mijany

Napisz wiersz którego nikt nie wypowie
bez słów
w samym czynie

Nie zaproszą cię na salony
i nie postawią przy Tuwimie
ale wielu których spotkasz
zapamięta twoje imię

Mały przyjaciel

Niejedno "miau"
     Wygrywa z rozsądkiem
Groźny jak lew
     Też przegrasz z kociątkiem

Niejedna noc
     Drapie znajomo
Gdy mały ktoś
     Śle ci wiadomość

Niejeden dzień
     Mruczy po cichu
To "kocham cię"
     W kocim języku

Niejeden raz
     Smutek się kończy
Gdy znowu on
     Patrzy ci w oczy

Życie to ja i ty

Nie wierzę w życie pozagrobowe,
Bo nie wierzę w grób.
Wierzę w życie,
Grób to strach przed nim.

I nie wierzę w drugą stronę.
Jest tylko jedna -
Ta, z której patrzysz:
Strona życia.