poniedziałek, 4 grudnia 2017

Prawdo

Dwie ręce w niemoc mam ciągle wrzucone,
Palce, którymi tropię twój ślad.
Każą mi wybrać konkretną stronę
I z niej osądzać cały ten świat.

Pustynia życia czci twój majestat,
Fatamorganą przechodzisz tuż.
Mówię o tobie, choć trzeba przestać,
By nic nie wiedząc poczuć cię już.

poniedziałek, 23 października 2017

Iluminaci

Ach Wy! Jaśnie oświeceni!
Widzący lepiej niż tłumy szare.
Jak ja jesteście z tej samej Ziemi!
Nie grajcie bogów na piedestale!

I Wasze słowa piękne i wzniosłe
Grzmotem wyższości spadają bez echa.
Bo jak już uznasz, że ktoś jest osłem,
Nie dziw się później, że się uśmiecha.

środa, 4 października 2017

Człowiekiem być

Liczę na profity z bycia człowiekiem

Jeśli nie niebo to chociaż dom
Przynajmniej noc bez huku bomb
Otwarte drzwi gdy klucza brak
Ratunek skądś sam nie wiem jak
Czyjeś dzień dobry gdy dzień jest zły
I koniec wart choć jednej łzy

środa, 27 września 2017

Wilk na tapecie

To twój sąsiad albo brat
Człowiek kultury wysokiej
Nie on wężom skórę darł
On wciąż piękne ma widoki

Lubi wilka na tapecie
W szafie lisa ceni też
Czego wy od niego chcecie
Miły jest mu każdy zwierz

W wolne dni przyrodę ceni
Więc plastikiem lasy karmi
W uszach nie brzmi mu cierpienie
Nie chce słyszeć o męczarni

Patrzę w oczy mego psa
Pod mą dłonią tak ufnego
Nie wie jak to jest się bać
Ludzi w skórach od Gucci'ego

niedziela, 24 września 2017

Orbita

Kochałem szczerze
Najmocniej jak można
Dziś już nie wierzę
Że kogoś poznam

Jedna kobieta
Wyrwała mi serce
Teraz uciekam
Powtórki już nie chcę

Wieczorem patrzę
Na gwiazd tysiące
Nim śnić znów zacznę
Wśród nich me słońce

Co rano pytam
Odbicia w lustrze
Gdzie jest orbita
Na sny
Już puste

piątek, 22 września 2017

Na kolanach

Wślizgnąłem się
Między jej słowa, uda i sny.
Ukradłem czas i przestrzeń, by żyć.
Przyniosłem Boga o imieniu MY.

Dziwiła się
Szczęściu, że takie ciasne.
Do końca szukała tajemnych drzwi.
Odbicie w lustrze już nie było własne.

Konwertowała na gorzkie łzy.

wtorek, 19 września 2017

Obca wolność

Szaraki nie mają uczuć -
Tak, to ten rodzaj obcych,
I funkcjonują doskonale.
A ty, co tak wyginasz się w bólu,
Zapatrzony w swój odcisk?
Myślisz, że zwariowałem?

Tak, zwariowali wszyscy,
Co świat pojmują inaczej.
Niech każda łza pięknie się błyszczy:
W drodze do gwiazd
Każdą z nich stracę.

piątek, 15 września 2017

Nie czekaj

Nie czekaj na mnie dzisiaj z miłością,
Wrócę zbyt późno, na mieście zjem.
Nie pytaj znowu z kim albo po co,
Jutro przed nami jest cały dzień.

Nie czekaj na mnie dzisiaj ze łzami.
Robię, co mogę, by dobrze żyć.
Czemu koszulę mi ciągle plamisz?
Naprawdę jestem aż taki zły?

Nie czekaj na mnie dzisiaj i jutro,
Bo zapomniałem, że wyjazd mam.
Możesz napisać, gdy będzie ci smutno.
Oddzwonię jak tylko zostanę sam.

Najlepiej nie czekaj na mnie już więcej,
I dzieci ucałuj, bo kocham je.
Dłonie ostatnio mam bardzo zajęte,
I mówić trudno, więc... żegnam cię...

czwartek, 14 września 2017

"Baśka" Wilki (wariacje)

Babcia miała stary stół,
dobry zgryz
i ciasto, które lubię.
Dziadek przesypiał południe,
taki patent miał przeciw nudzie.
Z ciotką można było wciąż się śmiać,
chociaż wiem,
że rak ją toczył przez cały czas.
Wujek ciągle mówił, że
za nią odda życie swe,
a kuzynka modliła się.

Weźcie przestańcie
szlochać nocami,
życie niech kopie,
wy miejcie to za nic.

Mój braciszek błyszczeć mógł,
ale talent marnował z panną.
A siostrzyczka, kolejny cud,
biegała po figurę rano.
Sąsiad lubił wódę chlać
i biadolił,
o tym jaki podły jest świat.
Kumpel miał ręce dwie,
teraz z jedną mówi: wiem
czym jest radość, bo byłem na dnie.

poniedziałek, 11 września 2017

Odeszła zbyt szybko

Z kranu poleciała woda
Później z oczu jakaś ciecz
Ona była taka młoda
Chciała tylko umyć się

To był wieczór weseliska
Nie dotarła na nie już
Ta podłoga była śliska
I to szkło ostre jak nóż

Krew zabrały kruche drzwi
Na imprezie cicho sza
Ktoś tę wódkę musiał pić
I ktoś gorycz aż do dna

Trzy dni temu ją widziałem
Zwykłym cześć żegnała mnie
Dzisiaj patrzę w chmury białe
Jakiś sens uchwycić chcę

sobota, 9 września 2017

Ona

Kiedyś spotkałem ją na ulicy
Jak się spotyka ze skórą deszcz
Pocałunkami chciałem policzyć
Ile rozkoszy jest w stanie znieść

Patrzyła mi w oczy zaledwie chwilę
Tak jak się patrzy o zmierzchu w las
Niechcący w żyłach płomień odkryłem
I wroga bez niej którym był czas

W tym samym miejscu bywałem często
Jej obraz goniąc jak głodny wilk
Czemu tak wyszło już nie pamiętam
Wiem że straciłem zbyt wiele dni

piątek, 8 września 2017

Eudajmonia

Szczęście jest wtedy gdy wiem
I nie wiem
Nic
Bystry wzrok przydatny
I zbędny
By iść
Czyjeś usta tulą
I nie ma ich
Do snu
Słowa nagie klęczą
W ciszy

Już

środa, 6 września 2017

Na Ziemi

Lubię leżeć gdy mi źle
Gdy mi dobrze też się kładę
Od najmłodszych lat tak mam
Leżąc zawsze daję radę

Homo sapiens dumnie prosty
Patrząc z góry sięga gwiazd
A ja Ziemi wciąż dotykam
I podziwiam każdy głaz

piątek, 1 września 2017

Tańczyłem

Tańczyłem na ulicy Prostej
W czerwonych trampkach schowałem dynamit
Iskrzyło głośno i falowało
Wczorajszym "lubię"
Tak między nami

Tańczyłem na ulicy Jasnej
Sznur samochodów rytmicznie dźwięczał
Zwariować każdy może czasami
I wierzyć w niebo
Bo w sercu tęcza

czwartek, 31 sierpnia 2017

Zapatrzenie

W taki dzień jak dziś
Do stracenia nie mam nic

W taką noc jak ta
Całe niebo w dłoniach mam

W takim życiu jak to
Dzieli mnie od śmierci krok

W oczach takich jak te
Zapomnieć o wszystkim chcę

sobota, 26 sierpnia 2017

Antidotum

Często boli mnie głowa,
A ciebie między piersiami.
Może przestańmy bić się
Na słowa
I spotkajmy po drodze
Zmęczonymi ustami.

piątek, 25 sierpnia 2017

Umarłem

Nie stało się nic i stało,
Bo umarłem.

Zapatrzeni w niebiosa
Dalej będą fruwać i marzyć,
Na skrzydłach ze stali, nadziei
Albo zwykłej miłości.
Byle oderwać się od ziemi.

Chcą być jak najdłuższa spacja
Zanim alfabet wybrzmi
Zwycięski
I mój:
GRAWITACJA.

poniedziałek, 14 sierpnia 2017

Prawda

Umiłowanie prawdy pomnikiem wyniosłym
Należne pokłony liczy
I patrzy
Dokąd granice słuszne jej doszły

Lecz ukochaną spotkać
To widok rzadszy
Chociaż męczeńskich nie brak nam
Zniczy

piątek, 11 sierpnia 2017

Miłość według Alberta

Szczególna teoria względności
Okazała się bezwzględna
W praktyce

Światło zawsze zbyt szybkie
Przed ciałem zwykłym ucieka
Słońca nie można przytulić
Jedynie człowieka

Niech stoją na piedestale
Wielkich ludzi wyczyny
Ty strzeż się wznosić pod niebo
Ziemskiej w końcu dziewczyny

środa, 9 sierpnia 2017

W moim ogrodzie

Pokochałem przestrzeń i obecność
Pokochałem siebie

Myśli rosną mi w ogródku
Jest on oczkiem w mojej głowie
Wiem co radość
Znam moc smutku
Wije się tu uczuć mrowie
Lubię robić w nim porządki
Patrzeć jak życie rozkwita

Rzucasz ziarno każdym słowem
Ziemia zawsze o sens pyta

wtorek, 8 sierpnia 2017

Karaluchu

Budzący wstręt i struny krzyku
Powiedz mi jak żyć w ciemności
Jak bez gwiazdy nawet jednej
Dobrych ścieżek mieć bez liku
I do celu biec najprościej
W miejsce dla mnie
Odpowiednie

piątek, 28 lipca 2017

Wyznanie

Chcę cię dotknąć tak słowami
byś pozbyła się
swych granic

Chcę bliskością tak omotać
żeby naszła cię
ochota

Chcę smakować twoje ciało
by me imię
wykrzyczało

Chcę od piękna paść pijany
bo się w tobie
zakochałem

poniedziałek, 24 lipca 2017

Niepewność

Oddycham
ale nie wiem czy żyję
Buduję tymczasowe twierdze
żeby schować niepewność
Przekonuję świat że mieszkam
na skale

Nocami piszę na piasku
pytania
W płucach mam popiół
zmęczonych dni

Bliskość

Nie odgarnąłem włosów z twoich snów
Nie założyłem za ucho
Nie zrozumiałem żadnego
Z demonów

Odsłoniłem nagie piersi
I słowa
Kłamiące bliskość

Prawdziwa ty?
Raczej nie
Zaledwie skró...ty...

niedziela, 23 lipca 2017

Lunatycy

Na samotność można wyjść
Albo chorować
Z braku sensu można powstać
Lub umierać
Brak snu leczy się
Tabletkami
Na brak miłości bierze się
Za rękę
By chorować i umierać
Dwójkami

Puk puk
Lunatycy
Pomóżcie sobie
Sami

czwartek, 20 lipca 2017

Zbrodnie serdeczne

Pluje głowicami fallinlove'ymi
jak nuklearnymi
W reakcji jesteśjakzdrowie
niby termojądrowej
łączy komory
Prawa i lewa komórki rozszczepia
w mózgu i bije
impulsami własnymi

Promieniowanie psychoaktywne
zatacza kręgi w odległe lata
Nie tykam go nawet
bo ciężkie cholernie
i zaraz przypuści
kolejny atak

wtorek, 18 lipca 2017

Flirtowanie

Filtrowanie słów
Infiltracja potrzeb
Filuterne popisy
Zgrabny flow
Litrami niedomówień

Choć czasem
Desperackie SOS
Tonącego

piątek, 14 lipca 2017

Lot

Ramiona to skrzydła
Tylko inaczej przycięte
Na miarę nieba pod stopami

Nie zazdroszczę ptakom bajecznego lotu
Szybuję do ciebie wyżej
By dotknąć ustami

...i że cię nie opuszczę...

Nie obnoszę się ze swoim związkiem
Nie mówię o miłości
Nie udaję szczęśliwego
Po prostu się spotykamy
Regularnie i dozgonnie

Dziewczyny śmieją się ze mnie
Ale żadna z nich nie jest tak pewna
I piękna w wolności
Którą daje mi
Sobota

środa, 12 lipca 2017

Toxic

W tańcu porwie cię do gwiazd
Magią słów ustrzeli
Zapisze przyszłość
W twoich snach
Wielkimi literami
Nadziei

Ty wpuścisz go w źrenice
Jego dłonie
W tajemnice

On przypadkiem trafi w oko
Sina dal tak strasznie daleka
Zmieni się w kolory twe
Boś już kaleka

Przeprosiny jakże czułe
Wyszeptane znów do ucha
Tylko głębszym wybrzmią bólem
Złamanego już człowieka

wtorek, 11 lipca 2017

Nieszczęśliwe (po)rachunki

Pośmieszkujmy sobie trochę
Z tych co mają mniej w kieszeni
Może brak im piątej klepki
Dobrej gadki
Może ręki

Pośmieszkujmy póki zdrowie
Ciągle jest po naszej stronie
Póki autko śmiga pięknie
I odległy życia koniec
Później będą nas wyśmiewać
Żeśmy starzy niekumaci

Za obecne i te przyszłe
Potajemne krzywdy nasze
Przecież musi ktoś zapłacić

poniedziałek, 10 lipca 2017

Pozory

Padało na dworze
Gdy innych kropli nie wyciskała
Rozpadało się na dobre
Ona jednak była cała

Powódź zatopiła wiele
Ludzkich marzeń
Ona trzyma fason
W masce jej do twarzy

Chciałem ją zapytać
Czy choć płacze skrycie
Ona już nie słucha
Zakończyła życie

sobota, 8 lipca 2017

Rozpacz

Na dachy domów, na noży ostrza,
Rozpacz-wariatka, skakała po śmierć.
Wielka nad miarę, bólem wyrosła,
Krzyczała ciągle, że umrzeć chce.

Było nam razem jakoś po drodze:
Prostej, pochyłej, na samo dno.
Żyła w mych myślach i czasem w słowie,
Kąsała jadem lub cichła łzą.

Kiedyś jak zwykle idziemy we dwoje,
Ona w kagańcu jak groźny pies.
I nagle olśnienie, że jest potworem,
Którego nikt nie każe mi nieść.

Staję jak wryty i patrzę, co robi:
Z pyska jej piana cieknie i krew,
Na plecy mi skacze i bije po głowie,
Słońce zasłania i mordę drze.

No - myślę sobie - dosyć już tego.
Na ziemię rzucam to cielsko złe.
Gapi się na mnie, jakby nie wierząc
I pazurami sięgnąć mnie chce.

Jedno, co robię, to obserwuję
I nie pozwalam jej zbliżyć się.
Nie znika wcale i ciągle tu jest,
Lecz wreszcie umiem powiedzieć jej NIE.

Teraz widuję ją czasem z daleka,
Wiem, że się czai i wrócić chce,
Ale to moja droga zwycięstwa:
Ja tu panuję i trzymam ster!

piątek, 7 lipca 2017

Dwie siostry

Kochać nie chciałem i kochać nie chcę,
Spokój wybrałem - zrozumieć zechciej.
Lubić? A owszem - to sprawa prosta,
Bo możesz zniknąć albo też zostać.
Żadne wypadki nie wzbudzą boleści,
Przyczyną śmiechu i żartów są częściej.
Wszystko ponad to jest utrapieniem,
Przeżyłem to nieraz i zdania nie zmienię.
Mówisz, że kochasz bardzo, nad życie?
To stwórz poemat i zapisz w zeszycie.
Za rok przeczytaj to sobie śmiało,
Zobacz, co z wielkich wyznań zostało.
Mówisz, że nie chcesz dłużej być sama?
Zatem znajdź duszę jak ty oddaną.
Ja nie potrafię, nie chcę, nie mogę
Wchodzić w miłości zwodniczy ogień.
Mówisz, że jesteś tylko złudzeniem,
Które uleczyć ma dawne zranienie?
Ależ ja zdrowy jestem. Co leczyć?
Znikaj z mych oczu lub przechodź do rzeczy.

Dłoń położyła na mojej dłoni,
W oczy spojrzała jakoś znajomo,
Nie zapomniałem ja nigdy o niej,
Przejęła ją tylko ma podświadomość.
Stała przede mną teraz jak żywa,
Daleka i bliska jak słońca kula.
Słowami z sercem się nie wygrywa,
Jedynie cienką zasłoną otula.
Dłoń położyła na moich ustach,
Pytaniem wielka cisza zapadła.
Po chwili zniknęła, a przestrzeń pusta
Już więcej znaczyła niż wszelkie widziadła.
I teraz z ciszą jak siostry dwie
Znakiem pokoju i mocy są.
Ta para zawsze jest ze mną w tle -
To z niej wyszedłem i wrócę w nią.

środa, 5 lipca 2017

Zieleń słów

Narodziliśmy się dla siebie
W kwitnące lato i młodość
W błyskach świateł i uśmiechów
Tajemnych wyznań

Jesień ułożyła słowa w żółtych liściach
Z których czas wysysał życie

Umieraliśmy dla siebie
Razem z nimi

Zima przyniosła grób jak biała kartka
Wiosną niezrozumiała

Następne lato pisało listy
Słodkimi owocami
Których dotykały
Jeszcze zielone
Liście

poniedziałek, 3 lipca 2017

Matura rozszerzona

Z fizyki dostała szóstkę:
Jej krzywe kuszące napinały
Cięciwę grawitacji
Ruchem niedbałym.

Z geografii też była świetna:
Ustami kreśląc azymut
Tworzyła nowe
Pojęcie zenitu.

Język francuski opanowany:
Akcenty rozłożone prawidłowo,
Bez pośpiechu dopieszczone
Każde słowo.

Nie najlepiej z matematyki:
Dzielić umiała tylko dwójkami
I za nic nie chciała
Zająć się trójkątami.

Wychowanie fizyczne też słabo:
Ćwiczenia niby niestandardowe,
Ale szybko traciła oddech,
A nawet głowę.

Ocena ogólna to bardzo dobry,
Bo jednak uznano, że ma zdolności,
By najtrudniejszy zdawać egzamin:
Z prawdziwej miłości.

niedziela, 2 lipca 2017

Ona i wilk

Zabrał ją z plastikowej dżungli świateł
W czystą noc Ziemi.

Zostawiała wszystko:
Dom, pracę marzeń i nowe buty.
Nie rozumiała jego spojrzenia,
Ale czuła, że już tu nie wróci.

Biegł ocierając się o nią,
Jakby kojąc głód i krzyk jej tętnic.

Gdy zapadł zmrok,
Wtuliła się w jego dzikie ciało.
Zamknęła oczy i tamto obce życie.
Zbędne słowa trawił ogień spełnienia.
Każda myśl była kolejnym Amen tej chwili.
Po raz pierwszy wolność znaczyła więcej
Niż zlepek dźwięków.

Zabrał ją
Z zimnej abstrakcji w serce istnienia,
Z bólu schematów w radość przestrzeni,
Z kalkulowanych wyznań w szczere pola Natury.

Odwieczna pustka zmieniała się w drzewo,
Pod którym miała umrzeć -
Szczęśliwa.

piątek, 30 czerwca 2017

Pociąg do Ciebie

Wpadłem w pociąg pośpieszny,
Bez rozkładu jazdy i stacji pośrednich,
Relacji Pożądanie - Spełnienie.
Bagaż rozumu był niepotrzebny.

Kwestią czasu było wykolejenie,
Bo osobowy mi umknął -
Ten odpowiedni.

środa, 28 czerwca 2017

Nieśmiałość

Nie powiedziała ani słowa,
Bawiła się ciszą jak zwiewną sukienką,
Której nie ośmielę się zerwać -
Falowała w naszych myślach
Na pokuszenie słów.

Była naga jedynie w wyobraźni.
Całowałem bezwstydnie niepoznane dźwięki,
Drążyłem zachłannie ukryte znaczenia.

Spełniony patrzyłem w jej oczy
Ciche szczęściem.

poniedziałek, 26 czerwca 2017

Dobrzy ludzie

Miałem piękny sen, że ludzie
Budzą się z nienawiści,
Myją zęby pełne jadu,
Przecierają oczy z zaślepienia,
Siadają razem do stołu,
Uśmiechnięci chodzą ulicami
I zasypiają z miłością.

Obudziłem się z bólem głowy
I kapciem w ustach.
Wypiłem piwo,
Obejrzałem laski na necie
I poczułem się lepiej.

Zasypiając ponownie
Byłem lepszym
Człowiekiem?

niedziela, 25 czerwca 2017

Ty?

Czy są takie słowa, które kradną serca?
Takie serca, którym słów już brak?
Pustka taka, że uśmierca?
To o Tobie mówię? Tak?

Czy są przy nich oczy takie,
Które widzą, chociaż łzy
W samotności płyną zawsze?
Czy to również jesteś Ty?

Czy wciąż mają to wrażenie,
Że wokoło sensu brak?
Nawet gdy się sami zmienią?
To o Tobie mówię? Tak?

Czy na "miłość" - słowo wielkie -
Wciąż nadzieja w nich się tli?
Chociaż w nic się wierzyć nie chce?
Czy to znowu jesteś Ty?

Czy w Szekspira "być czy nie być"
Błądzą z nimi chociaż sny?
Czy nie mają tej potrzeby?
Tak... możliwe, że to Ty...

sobota, 24 czerwca 2017

Milczenie

Tuż pod ziemią leżą trupy,
Leżą cicho, więc to znak.
Piętro wyżej są ich wnuki,
Miejsca zmienia się raz dwa.

Tasowanie jak świat stare,
Jutro ja, a może ty
W ciszy spotkasz się z robalem,
Słodkie usta będzie gryzł.

I nie rzekniesz ani słowa,
Wykrzyczałeś się za dwóch -
Cenniejszego coś niż mowa
Pojmie w końcu chociaż duch.

środa, 21 czerwca 2017

Drugi anioł

W dziecku biło chore serce,
Matka gasła razem z nim.
Rozkładali wszyscy ręce -
Miało przeżyć kilka dni.

Przed tron Boga i z powrotem
Biegłem chyba z tysiąc razy,
Nic nie wiedząc przecież o tym,
Co za chwilę ma się zdarzyć.

Gdy zwątpienia myśl powziąłem,
Ktoś przy dziecku coś zaśpiewał -
On to drugim był aniołem
Na ratunek danym z nieba.

Jego skrzydła przeogromne
Lśniły w sali blaskiem mocy.
Nie odezwał się nic do mnie,
Póki pieśni swej nie skończył:

"Serce ma już teraz zdrowe,
Ty o umysł zadbać musisz,
By kochając miało głowę,
Której uczuć krzyk nie zdusi".

Następnego dnia o świcie
Łzy polały się szczęśliwe,
Ktoś dziękował komuś skrycie
Za dzieciątko cudem żywe.

Dziś jest chłopcem, który broi -
Dziesięć lat minęło już.
Przy nim wiernie zawsze stoi
Autor słów tych - anioł stróż.

poniedziałek, 19 czerwca 2017

Patrz

Smartfon pokazuje dużo
Nawet czas w Nowym Jorku
Wiadomości SMS
Połączenia przychodzące
I sweet focie jeśli chcesz

Co ukrywa?
Może słowa tych tuż obok
Strach przed nimi
Lub spojrzenie
Które zgasło nim odkryłeś
Że codziennie było drogą
Do miłości
Zaproszeniem

piątek, 16 czerwca 2017

Znaki

Zielone światło na skrzyżowaniu
Twoimi oczami mówiło TAK

Już chciałem jechać
bo śpieszno mi było
lecz to daltonizm był
nie żaden znak
Po chwili czerwień zakpiła ze mnie
i byłaś blisko i było Cię brak

Na skrzyżowaniu patrzę na znaki
lecz dotrzeć do Ciebie
wciąż nie wiem jak

My jak dwie proste
w krzyż ułożone
rani nas ciągle hamulców brak
nawet gdy wszystkie znaki na niebie
najlepszym planom
mówiłyby TAK

I choć zasady są raczej znane
często z miłości zostaje wrak

czwartek, 15 czerwca 2017

Niewinność

Zielone pocałunki traw biją się z moimi
W Twoich oczach porwanych błękitem

Czerwień krwi wyzywa ogień
Na pewną śmierć
W krzyku

Nie znając punktu G
Rysujemy mapę
Nieba

Dotyk

Miłość też można rozmienić
Na drobne
Dwa uśmiechy mieć w rękawie
Kilka dobrych słów w kieszeni

Lekka jest i dźwięczna życiem
Pozwól jej na co dzień błyszczeć
Byś nie umarł z milionami
N i e t k n i ę t y m i
Trzymanymi skrycie

Quo vadis

Naznaczeni wzorcem szczęścia,
Na utartych ścieżkach,
Te same błędy
Popełniacie.

Skrzywdzeni podobnym losem
We własne nieszczęścia
Boga samego
Wciągacie.

Stworzeni na obraz i podobieństwo,
Podobni do siebie nawzajem -
Kalki tworząc -
Umieracie.

Zostaje po was napis na grobie,
Jedno - żył - dramat oddaje.
Zostawić sens -
Zapominacie.

Więcej niż ciało

Chcesz więcej
Lecz doceń również ciało
To ono mówi kocham
Pomocą nawet małą

Chcesz więcej
Lecz spójrz na własne dłonie
To nimi łzy ocierasz
Gdy serce w bólu tonie

Chcesz więcej
Lecz doceń też ramiona
To horyzontów szczęścia
Granica nakreślona

Chcesz więcej
Lecz skarbem są też nogi
Granice przekraczają
Gdy żegnać się przychodzi

Chcesz więcej
Lecz w oczach jest odpowiedź
To one kryją wszystko
Co nie wybrzmiewa słowem

Chcesz więcej
I słusznie bo bez tego
Miłość to przedmiot tylko
A z tym - na ziemi niebo

Języki obce

Odmieniałem Twoje imię
Przez wszystkie przypadki
Pytałem
Szukałem pomocy w wykrzyknikach

Ty odmieniałaś się
A może mówiliśmy w różnych językach

Przed wymianą na lepszy model
Powstrzymała nas matematyka
Gdy z dwojga zrobiło się troje

Nasze dziecko będzie umiało liczyć
Ale nie wiem czy porozumieć
I o to się boję

Nienawiść

Mam kamień w kieszeni,
mam kieszeń nawet nagi.
Zaciskam na nim pięść,
mój matrix jest pełen krwi.
Zabijam z rozkoszą,
morduję wielokrotnie ciągle tych samych,
chłonę jęk przerażenia i triumf śmierci.
Jestem Neo w świecie mechanicznych zasad,
które tłamszą pragnienia.

Teraz podam ci rękę
i powiem dzień dobry,
ale w moim świecie
już jesteś martwy.

Obłęd

Ktoś widział Cię na mieście,
Twą postać pił do syta.
Czy ja Cię spotkam jeszcze?
To prawda nieodkryta.

Ktoś mówił, że nie wracasz,
Że jesteś tu przejazdem.
Ja ciągle leczę kaca
Zatruty Twym obrazem.

Ktoś mówił, że rozkwitasz
Z facetem jak marzenie.
Ja serce znowu pytam:
Wciąż nie chcesz być kamieniem?

Ktoś wspomniał, że pogoda
Prześliczna będzie w weekend.
Ja oczy w kącie chowam,
Już dziś skończyłbym życie...

Zakochani

Widziałem w parku ludzi ze skrzydłami.
Udawali, że grawitacja dotyczy również ich,
Ale niechcący unosili się tuż nad ziemią.
Dla bezpieczeństwa mieli dodatkową parę oczu.
Ich ułomność budziła politowanie i zazdrość,
A radość tańczyła jak wyrzut i nadzieja.
Skazani na śmierć w codzienności,
Upijali się łapczywie każdą chwilą.
Gdy zapadł zmrok, utonęli w chmurach.

Widziałem uśmiech Boga.

Pobudzenie

Podobno miłość ma różne wymiary
Ale nie każdy znajduje swój
Rynek pełen podróbek
Pijany popyt
A zamienniki szkodzą

Minister zdrowia nie ostrzega
I dobrze
Narząd rozumu warto pobudzać

Nie tylko orgazmicznie

Uniosłem się

Trzy metry nad ziemią poczułem
że można inaczej
Z dziesięciu
zobaczyłem własną śmieszność
Później straciłem rachubę
Poruszył się wiatr
i coś we mnie

Podcięli mi skrzydła
bym nie patrzył na nich
z innego świata

Jej zdjęcie

Czerń wzięła mnie pod rękę
i zapytała, czego szukam.
Ułożyła się tłem, rozlała na włosy,
zaznaczyła brwi,
usta dotknęła słowem zastygłym,
przywitała rzęsy, zarysowała tęczówkę,
uderzyła w źrenice.

Czego szukasz?
Nie odpowiedziała jej żadna myśl,
puls bez zmian, serce bez paniki.

Czego szukasz?
Nie ma jej we mnie.

Taka optyka

Tak chciałem kiedyś czas zawiązać w supeł trwały,
Twych oczu złudny blask uwiecznić na wzór skały.

Tak chciałem pisać dni jak kartki z życzeniami,
Że zawsze tylko Ty, bez Ciebie świat ze łzami.

To małe kruche ja szukało dopełnienia.
Dziś prawdę znam do dna: to droga udręczenia.

Kto wenę taką ma niech szuka swej połowy,
Całością jestem sam - to układ bardzo zdrowy.

Może spotkamy się, stworzymy nawet życie,
Lecz nie roztopisz mnie w związkowym monolicie!

Spoglądam na ten świat i cieszę się ogromnie,
Bo do radości klucz należy tylko do mnie.

Modlitwa

Chroń mnie, Panie, przed nadzieją:
Taką, która musi umrzeć.
Chroń przed wiarą bezsensowną,
Co to chodzi zawsze tłumnie.
Przed miłością też mnie uchroń,
Jeśli rozum grzebie w trumnie.
I przede mną samym wtedy,
Gdy znów ego wygra u mnie.

Wypijmy za błędy

Odjęło mi rozum, dodało ochoty,
Pomogły procenty i ciąg myśli o tym,
Jakby to pięknie było tej nocy
Granice przyjaźni ustami przekroczyć.

Noc

Na oścież okna wokół otwarte
Wołają Ciemność w już śpiący dom.
Przyjmuję nocy przewodnią kartę
W ostrożnie ufną otwartą dłoń.

Jej twarz znajoma i obca razem
Uchyla we mnie tajemnic drzwi.
Stapia się w jedno skrytym obrazem,
Którego nigdy nie widzisz ty.

Mrok potężnieje z każdym oddechem:
Temu co nie chcę nadaje rys.
Przyzywa lęki odległym echem
W studni przeszłości zastygły krzyk.

Zamykam oczy szukając gwiazd
W grobie nadziei mokrym od łez.
Kłamiąc sam sobie tworzę ich blask:
Iluzji się kłaniam, by życie znieść.

Sny moje piękne, gdzie wasza moc,
By cios odeprzeć trzeźwego dnia?
Po co ta cisza i co kryje noc?
Czy prawdę jakąś wytrwałym da?

Pytań odwiecznych ścieżka przetarta,
Kto siłę ma niech dalej brnie.
Przegrywam znowu, gdy druga karta
Odbiera mi wolę w głębokim Śnie.

Trzecia - już zbędna - powraca w otchłań,
Póki ostatni nie przyjdzie dzień.
Triumfu w jej oczach ja już nie dotrwam,
Skoro nadano jej imię Śmierć.

Sen

Zatrzymałem się w fazie REM
Bezwiednie przedłużając cykl
Temperatura ciała poniżej normy
Chaotyczne ruchy gałek ocznych
Płytki oddech
Arytmia serca
Jakieś słowa
Czyjeś imię

Szczypali mnie
Pukali w czoło
Niby-przebudzeni

Ktoś położył dłoń

Faza NREM
Nie budźcie mnie
Jestem szczęśliwy

Szatan

Który z ciemności uczyniłeś dom
I kusisz zgubną imitacją życia,
Kłamstwo to najlepsza broń,
Więc zabijasz nią z ukrycia.

W deszczu łez ty skrzydła wznosisz
Mnożąc wirus nienawiści.
Pychą karmisz, drżysz w dobroci,
Depczesz kpiną słowo bliźni.

***Przyszedł do Ciebie Bóg

Przyszedł do Ciebie Bóg,
Ten ogromny, w płatku chleba,
Byś wokoło widzieć mógł,
W zwykłym świecie, bliskość nieba.

Przyszedł do Ciebie Bóg,
Łatwo poznasz ślady Jego:
Dobrem znaczy każdą z dróg,
Ciebie też wezwał do tego.

Miłość

Uniosła głowę wyżej niż on,
Na palcach stanęła, by większą być;
On zgrabnie przyjął poważny ton,
W półsłówkach cierpkich zaczęli się wić.

Ona już w niebo patrzy z ukosa,
On na to ręce krzyżuje zły.
Z boku spokojnie milcząca postać
W uśmiechu lekkim pewnością lśni.

On niecierpliwie wciąż na nią patrzy,
Ona odwraca się jak na złość.
Wtem postać z boku bije w ton władczy:
Cicho, lecz ostro mówi: "Już dość!"

Ona zmieszana topnieje od środka,
On obejmuje ją mocno już.
Śmieje się głośno, mądra ślicznotka:
"Oddali mi władzę to rządzę... cóż..."

Róża

Zerwałam różę
W ogrodzie babci
Patrzyłam jak umiera
Nie rozumiałam obojętności
Pobliskiej trawy i drzew

Policzyłam jej płatki
Doświadczyłam zapachu
Pokoju i rozkoszy barw
Rzucona na suchą ziemię
Zachowała godność i prostotę

Babcia kochała swój ogród
Mówiła że jestem jedną z jej róż
Wszystkie nosiły jej imię

Nie wiem czy ktoś mnie zerwał
Ale chcę rozkwitać
Pod okiem nieba
Jak Ona

Twoje niebo - twoja sprawa

Czasem... Chociaż nie!
Nader często!
Byle bzdura wznosi się
Chmurą gęstą
Aż pod niebiosa!

I dobrze, niech tworzy
Każdy, jak chce prywatne niebo;
Na piedestale, co chce - położy.
Co rzuci w górę, wróci do niego.

Przypiąłeś skrzydła temu, co niskie?
Orzeł w nagrodę ześle ci znak.
Pięknie ułożysz swe gwiazdki wszystkie,
Lecz wzrok zatraciłeś - nie pytaj jak!

Między wierszami

Nie dbam o formę - ona przemija.
Mniejsza o słowa - kto je zrozumie?
Więc kiedy możesz
to język schowaj
w krzyczącym tłumie.

Chodź ulicami,
jak chcesz pieniędzy:
leżą podobno.
Złoto jest dla tych,
co widzą
między

wierszami

i myślą osobno.

Dom

Nie pokocham cię.
Nie dam słów skrojonych na miarę,
Jak buty, w których zbłądziłaś;
Zwiewnej sukienki i bajek parę
Na dobry sen.

Tylko przestrzeń
Na przyszłe błędy - czas.
I pożegnanie, jak błysk na niebie,
Kreślący drogę - raz.
Nic więcej.

Forever young (I want to be!)

Kiedyś pisali o miłości,
Strzelali śmiechem i wierszami.
Dziś mówią, że wyrośli
I zakochanie mają za nic.

Kiedyś żyli zabawą,
Radością brzmiącej chwili.
Dzisiaj będą bić brawo
Za konta w banku wynik.

Kiedyś marzyli jeszcze
Karmili świat nadzieją.
Dzisiaj w wyższości geście
Pogardy strzały kleją.

I jutro też ich spotkasz,
Natrafisz na przeszkody.
To ich nauka gorzka:
Tyś winny jest, bo młody!

I nie wiem czy cię spotkam
Za lat dwadzieścia parę,
Lecz z sercem dziecka dotrwaj
I miej tę z dzisiaj wiarę...

środa, 14 czerwca 2017

***Odkryła słowa mocniejsze od stali

Odkryła słowa mocniejsze od stali
By karać wszystkich co udawali
Że gładka ich mowa
To poezji odnowa
A tak naprawdę grób jej kopali

Nie dla idiotów

Napisałam erekcjato!
Ach, jak duszę mam bogatą!
Jak subtelne moje dzieło,
Toć w poezji będzie przełom!

W liściach słowa mam ukryte,
Kołysałam je przed świtem,
Ustroiłam w rzadkie zioła
I tak wołam dookoła:

Chodźcie wszyscy w moje strony,
Poziom wierszy tu sprawdzony;
Podziwiajcie me klejnoty
I artyzmu połysk złoty!

Ja zasiądę na mym tronie,
Wy dziękujcie mi w pokłonie.
A kto w gnoju palcem grzebie
Niech nie ględzi mi o niebie.

Zbyt wyniosła jest to sfera,
By ją debil poniewierał.
By królestwo me zrozumieć
Trzeba myśleć trochę umieć.

Więc, robaczki, mówcie śmiało,
Co wam w główkach zaświtało;
I podniosły hymn śpiewajcie,
A jak nie... to spierdalajcie!

Twoje Westerplatte

To żadna sztuka talentem w ręku
Jak szpadą machać na poklask tani.
Więcej odwagi, mocy i wdzięku
Ma przekraczanie słabości granic.

I chociaż talent niezmiennie błyszczy
I słusznie dzieło piękne zachwyca,
Uważaj na to, co cicho niszczy:
To Twej ojczyzny i sztuki granica.

Sprzedam się

Zatańczę jak mi zagrasz.
Polubię twojego kota, hobby i wstręt
do tych, którzy żyją inaczej.
Ubawię się kawałami, pokocham rozrywki.
Wyśmieję, których wyśmiewasz;
odsunę, wzgardzę i zniszczę:
słowem, wykluczeniem, wzruszeniem
obojętnych ramion.
Opowiem o palancie, co nazwał białe czarnym,
i o starych niekumatych.
Tylko nie zapomnij o mnie na fejsie,
grillu i wymieniając kumpli.
Wtedy zasnę spokojny,
w interesie życia na twarzy:
złotej masce przykrywającej strach
przed byciem sobą.

Ostatnia Dulcynea

Przybyłem do Ciebie na białym rumaku,
W błyszczącej zbroi, głodny zwycięstwa.
Koń nie był piękny, za to prawdziwy,
Jak mądrość, którą przynosi klęska.

Rozbiłem namiot przed Twoim domem
I głowę o niebo sklepione nisko.
Don Kichot uczył mnie samotności,
Ułudy szczęścia pijana bliskość.

Wszystko robiłem, byś spojrzeć chciała
Łaskawym okiem na me zaloty.
Przyniosłem serce i piękne słowa,
Mdły to był napój i klucz do zgryzoty.

Wolałaś tych, co krzyczą głośno
I za nic mają zmienne humory.
Wzięli ot tak, co było mi drogie,
Twierdzę zdobyli gwałcąc amory.

Odszedłem smętny, choć nie przegrany;
Naiwność pod piętą realiów zdycha.
Nauka gorzka zdrowie przynosi:
Pragnąc za bardzo - tylko odpychasz.

Poetka

bawiłem się słowami
pominąłem ostrzeżenie o zachowaniu ostrożności

ostrza nadleciały z trzaskiem pękającej czaszki
paraliż pojęciowy wyrósł gwoździami w źrenicach
stoję w lepkiej kałuży i krzyczę
wyssałaś ze mnie życie
tracę godność błagając o śmierć

Zaklęcie

Abrakadabra hokus-pokus
Cały świat masz w lewym oku
Prawe czekać będzie dnia
Gdy się zjawi miłość twa
Ślepy tylko jednostronnie
Wdzięczny będziesz mi dozgonnie
Sam zmuszony znowu być
Wciąż potrafił będziesz żyć

Człowieku

Spalasz się w bólu, szukasz dyspensy
Cedzisz śmiech, eksploatujesz miłość
Zaciągasz się kłamstwem, wypluwasz płuca
Prostujesz lustro, sprzedajesz prawdę
Czekasz na szczęście, budujesz fortecę
Płacisz rachunki, zadłużasz sens
Nie mówisz dzień dobry
Bo źle śpisz
I żyjesz

Proste słowa

Jak mnie nie lubisz to nie pieprz godzinę
O bólu dupy i zimnej kawie
Nie baw się w focha i kwaśną minę
Powiedz spierdalaj  po zabawie

Pocałuj w policzek lub postaw piwo
Gdy trochę lubisz czy nawet kochasz
Tego co proste nie tłumacz krzywo
Bo z modnych butów wylezie wiocha

Powtórnie odkryć szczerość i słowa
Łaknę i pragnę tak jak oddechu
Otwarcie mów do mnie codziennie nowa
Niechęcią uderz lub sercem w uśmiechu

wtorek, 13 czerwca 2017

Tworzę

rysuję mapę
zostawiam ślady ustawiam znaki
specjalnie dla ciebie zakrzywiam przestrzeń
bez niej stracisz ręce
nie omijaj krwi na ścieżce
zmysł węchu będzie ci potrzebny
nieład formalny to tylko pudełko
odrzucone zabierze istotę
jeśli nie stracisz nóg biegnąc zbyt szybko
wchodź przez ciasną bramę

pozbawiony oczu i członków nie krzycz
żadne źdźbło się nie poruszy
umarłeś
twój proch użyźnia ziemię
rosnę na cmentarzu pogardy

Niby limeryk o niby wierszach

Znalazł trzy słowa na parapecie
Tworząc przy kluskach i ciepłym kotlecie
Trójkącik taki zepchnął w pośpiechu
I wierszem nazwał w błogim uśmiechu
A to poezji meteor mówią na świecie

Do Ciebie który tworzysz

tworzysz nieregularne kształty
wytapiasz się w marmurze
szprycujesz pochwałami
liżesz erekcję ego
rozkładasz nogi sztuki
klepiesz w tyłek i tatuujesz swoje imię
drwisz z modlących się do niej
śpisz spokojnie
nie wiesz o kim śni
i jak tuli listy
w które przelała całe serce

List otwarty

Dla Was którzy tworzycie
Mam jedną sugestię
Byście w weny swej zenicie
Przemyśleli jedną kwestię

Po co dzieło to się rodzi
I czy radość Waszą budzi
Czy też tylko o to chodzi
Że szukacie pochwał ludzi

Być cenionym rzecz to miła
Lecz gdy służy tylko ego
Nie przemówisz jako siła
Nie powstanie coś z niczego

Powiesz ego to ja jestem
I tu rację masz niestety
Kończę wszystko manifestem
SZTUKA TO SERCE KOBIETY

Ciałem możesz jej zawładnąć
I uważać że jest Twoja
Kogo kocha? Trudno zgadnąć
A Ty wierz dalej że playboya

poniedziałek, 12 czerwca 2017

Karciany erotyk

ostrzegawcze linie zapraszających ud
układają się w stromą przepaść rozkoszy
cienka łodyga ciszy
ugina się pod naporem ust

jeszcze nie teraz
do twarzy Ci z tym co ukryte

za drzwiami zostały
zniszczone buty samotności
i twardy chleb pożegnania

bez nich nie przyszłabyś do mnie
bez nich życie powie"sprawdzam"
a ja będę najsłabszą z kart