Zabrał ją z plastikowej dżungli świateł
W czystą noc Ziemi.
Zostawiała wszystko:
Dom, pracę marzeń i nowe buty.
Nie rozumiała jego spojrzenia,
Ale czuła, że już tu nie wróci.
Biegł ocierając się o nią,
Jakby kojąc głód i krzyk jej tętnic.
Gdy zapadł zmrok,
Wtuliła się w jego dzikie ciało.
Zamknęła oczy i tamto obce życie.
Zbędne słowa trawił ogień spełnienia.
Każda myśl była kolejnym Amen tej chwili.
Po raz pierwszy wolność znaczyła więcej
Niż zlepek dźwięków.
Zabrał ją
Z zimnej abstrakcji w serce istnienia,
Z bólu schematów w radość przestrzeni,
Z kalkulowanych wyznań w szczere pola Natury.
Odwieczna pustka zmieniała się w drzewo,
Pod którym miała umrzeć -
Szczęśliwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz